W 2009 roku, po miesiącu tułaczki po Indiach i kolejnym miesiącu wędrowania po Nepalu wylądowałem w Kalkucie. To w „mieście radości” pierwszy raz zetknąłem się w kuchnię uliczną na serio.

W 2009 roku, po miesiącu tułaczki po Indiach i kolejnym miesiącu wędrowania po Nepalu wylądowałem w Kalkucie. To w „mieście radości” pierwszy raz zetknąłem się w kuchnię uliczną na serio.
Za co lubię Kalkute mimo, że za wiele rzeczy jej nie lubię? O tym w opowiadam w czasie dłigiego spaceru po moim ulubionym mieście w Indiach.
Są takie miejsca, gdzie nie trzeba się nawet specjalnie wysilać. Wystarczy spuścić migawkę ze smyczy i pstrykać. JEdnym z takich miejsc są ulice Kalkuty. Zapraszam do galerii!
W 2009 roku, po miesiącu tułaczki po Indiach i kolejnym miesiącu wędrowania po Nepalu wylądowałem w Kalkucie. To w „mieście radości” pierwszy raz zetknąłem się w kuchnią uliczną na serio.
330 milionów – tylu zdaniem świętych ksiąg jest bogów w Indiach. Wybierz się do Kalkuty aby trafić do miejsca ich narodzin.
W Kalkucie o spotkanie na szycie nie trudno. Nie ważne o jakiej porze dnia czy nocy tu przybędziesz, ile masz zer na koncie i tytułów przed nazwiskiem – w mieście powita cię…
Pociąg dowlókł się do Kalkuty z 4-godzinnym opóźnieniem. Było nam to całkiem na rękę bo zamiast szwędać się po pustych ulicach od czwartej nad ranem wyspaliśmy się na kolejowych kuszetkach do ósmej…